Mamy nowy miesiąc, dlatego standardowo już przychodzę z podsumowaniem poprzedniego. Wpis miał się pojawić wcześniej, ale szaruga za oknem uniemożliwiła zrobienie w miarę jasnych zdjęć. A że dzisiaj już słońce świeci, więc wykorzystałam moment na nadrobienie tego brakującego elementu. Marzec nie obfitował w wiele kosmetycznych nowości, bardziej skupiłam się na sprawdzonych produktach, ale kilka perełek odkryłam. Dziś chce zaprosić Was do zapoznania się z produktami, które uhonorowałam mianem ulubieńców marca. Jeśli jesteście ciekawi, jakie kosmetyki tym razem polecam - zapraszam do dalszej lektury.
Tym razem kosmetycznych ulubieńców nie ma za dużo. Na tapecie mam sześć produktów, o których nie miałam okazji Wam jeszcze pokrótce opowiedzieć. Nie są to jedyne kosmetyki, których używałam w przeciągu miesiąca, ale właśnie te postanowiłam wyróżnić w tym wpisie. I będzie pół na pół: trzy produkty kolorowe i trzy pielęgnacyjne. A więc zaczynamy!
Muszę zacząć od produktu, który bardzo, ale to bardzo mnie oczarował. A jest nim puder korygujący koloryt skóry od Catrice - Colour Correcting Powder. Stanowi on tańszą alternatywę dla słynnych meteorytów Guerlain. W tym wypadku mamy do czynienia z wersją prasowaną. Puder sprawdza się wspaniale i pasuje do każdego odcienia skóry. "Otula" buzię , ale nie tworzy maski. Bardzo ładnie poprawia wygląd cery, która wygląda na zdrowszą i bardziej promienną. Puder nie kryje jakoś bardzo mocno, ale w magiczny sposób matuje, upiększa i ujednolica skórę. Innymi słowy - fantastycznie wyrównuje koloryt i maskuje niedoskonałości cery. Delikatna konsystencja umożliwia łatwą aplikację puszkiem lub pędzlem. Wystarczy kilka pociągnięć pędzlem, aby z precyzją pokryć całą twarz i szyję. Ma ładny, minimalistyczny design i posiada lusterko, co jest ogromnym plusem. Ponadto jest produktem bardzo wydajnym. Ubolewam nad tym, że to element edycji limitowanej i zaraz zniknie ze sprzedaży. A to wielka szkoda, bo puder jest genialny! Jeśli w przyszłości pojawi się limitowanka Bold Softness w Polsce nie zastanawiajcie się nad zakupem. Naprawdę warto!
W marcu przeprosiłam się z zapomnianym przeze mnie różem marki WIBO. To prasowany róż do policzków z jedwabiem, witaminą E i kolagenem. Jest to mój pierwszy róż, jaki miałam w życiu. Posiadam jeszcze starą wersję tego różu. Obecnie w sprzedaży jest nowa, w nowej szacie graficznej i nazywa się Smooth & Wear Blusher. Miło było sobie o nim przypomnieć, a właściwie przypomnieć za co go lubiłam. Przede wszystkim za odcień, wydajność i niską cenę. Obecnie kosztuje coś ok. 10 zł. Dla mnie to klasyk, idealny na co dzień. Róż Wibo ma dobrą pigmentację i dobrze się rozciera. To róż idealny dla początkujących. Na pewno nie zrobisz sobie nim krzywdy! Ponadto nie pyli w opakowaniu, co jest ogromnym plusem. O tej porze roku, na bladej po zimie cerze prezentuje się szczególnie korzystnie. Ja mam odcień zbliżony do cukierkowego różu (nr 9), ale nie wiem, który z obecnych w sprzedaży będzie jego odpowiednikiem (jest ich teraz tylko 6). Oprócz tego muszę wspomnieć o zabójczej wydajności. Tego różu po prostu nie da się zużyć przed upływem terminu ważności, choćby był używany codziennie - co możecie zobaczyć na zdjęciu.
Kolejnym kosmetykiem kolorowym, który w marcu namiętnie używałam jest top do rzęs Forbidden Volume False Lashes od Essence. Tusz nawierzchniowy może być używany jako top na dowolną maskarę, nadając jej efekt sztucznych rzęs. Przyznam, że skusił mnie do jego zakupu właśnie obiecany przez producenta efekt zwiększonej objętości. Top nawierzchniowy posiada czarne włókna, które rzeczywiście jeszcze bardziej wydłużają i pogrubiają pomalowane rzęsy. Bardzo podoba mi się pomysł, że można jeszcze dodatkowo wzmocnić efekt uzyskany od dowolnej maskary. I to naprawdę działa. Top ma jednak jeden istotny minus, a mianowicie szczoteczka wydobywa z opakowania zbyt dużo produktu, przez co można sobie posklejać rzęsy i tym samym zniszczyć cały makijaż oczu. Dobrze jest usunąć nadmiar przed zastosowaniem. Wtedy Top spisuje się bez zarzutów. Poniżej przygotowałam dla Was podgląd działania topu na moich oczach. Na prawym oku użyłam Top Coat z Essence, a na lewym sam tusz do rzęs. Widzicie różnicę?
Tego produktu chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. O płynie micelarnym 3w1 do skóry wrażliwej z Garniera jest tak głośno w blogosferze od dawna, że w końcu postanowiłam sprawdzić jego działanie. Cóż mogę powiedzieć? Jest bardzo dobry, zmywa wszelkie zabrudzenia czy pozostałości makijażu - nawet wodoodpornego. Nie podrażnia skóry, nie wysusza, ani nie szczypie. Skóra jest oczyszczona, bez uczucia ściągnięcia. Na dodatek jest mega wydajny. Używam go od początku roku, a zużyłam nawet nie 1/3 butelki. Do zmycia twarzy wystarczy jedynie odrobina płynu i wszystko schodzi. Na pewno jeszcze nie raz pojawi się w moich pielęgnacyjnych zbiorach. :-)
Dużo pozytywnych opinii w blogosferze zebrały także maski do włosów firmy Kallos. Postanowiłam i ja wypróbować jedną z nich na swoich włosach. Postawiłam na wersję Blueberry. Blueberry jest bardzo nawilżającą, emolientową maską i na próżno w niej szukać minusów. Wydajna, tania, o wspaniałym działaniu i wpływie na włosy. Są po niej ładnie dociążone, milsze w dotyku, nabłyszczone i wygładzone. Nie przetłuszczają się szybciej niż zwykle, przestały być 'sianowate' i nadmiernie się puszyć. Wersja Blueberry pachnie ładnie, ale nie jak sugeruje nazwa - jagodowo. Maska jest koloru białego i ma bardzo przyjemną konsystencję, przypominającą budyń. Wygodnie i równomiernie rozprowadza się na włosach, nie spływając z nich. Aplikuję ją na kilka minut zaraz po oczyszczeniu głowy szamponem z tej samej linii, oddając się w tym czasie innym czynnościom pielęgnacyjnym. Oba produkty, zarówno szampon jak i maska Kallos Blueberry sprawdzają się na moich włosach wspaniale i polecam je każdej z Was, która boryka się z suchymi i zniszczonymi włosami.
I to już wszystkie produkty, które chciałam Wam pokazać i polecić.
Znacie któregoś z moich ulubieńców?
Co o nich sądzicie? Który kosmetyk skradł Wasze serce?
Po który z nich najchętniej byście sięgnęły?
Pozdrawiam serdecznie,
Nati Strokosz
---------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------
O nie spotkałam się jeszcze z tym pudrem Catrice...a opis brzmi zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńJest świetny! Jestem z niego bardzo zadowolona :-)
UsuńLubie ten micel Garniera.
OdpowiedzUsuńChętnie przetestowałabym puder z Catrice :)
Może kiedyś pojawi się ta edycja limitowana w Polsce :-)
UsuńPuder wygląda całkiem fajnie :-) Znam oczywiście płyn Garniera, a maska Kalos Blueberry już do mnie leci :-)
OdpowiedzUsuńMaska bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jak będę kiedyś w Polsce skuszę się jeszcze na jakąś inną wersję :-)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Akurat żadnego z tych produktów nie miałam u siebie :) chyba muszę to zmienić :)
OdpowiedzUsuńJa polecam, warto! :-)
UsuńPuder z Catrice wygląda zachęcająco, ja mam kuleczki z Wibo coś a'la meteoryry, które też fajnie się sprawują☺. Obserwuję i zapraszam do mnie ☺
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie :-) Na pewno odwiedzę, pozdrawiam ;-)
UsuńBardzo lubię płyn micelarny z Garniera :) kiedyś miałam też tusz do rzęs z Essence i faktycznie był dobry.
OdpowiedzUsuńEssence ma dużo dobrej jakości kosmetyków :-) pozdrawiam serdecznie
UsuńMaski Kallos są świetne. Mam bananową i jestem z niej bardzo zadowolona. Jej wydajność powala. :D Najbardziej zaciekawił mnie puder z Catrice. Z chęcią bym go wypróbowała. Szkoda, że w PL go nie ma :(
OdpowiedzUsuńJak w przyszłości będę w Polsce to na pewno skuszę się na kupno jeszcze jakiegoś Kallosa. Może nawet bananowego ;-) Pozdrawiam serdecznie
UsuńMaski z Kallosa faktycznie zbierają mnóstwo pozytywnych opinii, ale u mnie jakoś kurczę się nie sprawdzają.. A szkoda, bo ta zawrotna cena zachęca mnie do zakupu za każdym razem gdy wpadam do Hebe:)
OdpowiedzUsuńTo prawda cena jest mega przystępna jak za 1 litr produktu. Szkoda, że u Ciebie się nie sprawdzają. Ale wiadomo wszystko zależy od włosów ;-) Pozdrawiam serdecznie
UsuńRóżowy Garnier - cudowny :)) Kallosowe maski u mnie też się słabo sprawdzają, mimo, że zbierają tyle dobrych słów.
OdpowiedzUsuńpłyn micelarny Garnier to już klasyk:)
OdpowiedzUsuńNa to wygląda! :-)
UsuńTyle dobrego słyszałam o płynie z Garniera, a nigdy nie miałam okazji go przetestować. :( A maski z Kallosa uwielbiam!
OdpowiedzUsuńWarto nadrobić, polecam! Płyn jest świetny. :-)
Usuń