21 stycznia 2018

HITY FASONATI 2017 | ULUBIEŃCY KOSMETYCZNI 2017 ROKU. CZ. 1 | KOLORÓWKA I PAZNOKCIE


Aby tradycji stało się zadość startujemy dzisiaj z kosmetycznym podsumowaniem 2017 roku. Na pierwszy ogień wzięłam kosmetyki kolorowe i dołączyłam do tej grupy jeszcze markę lakierów hybrydowych, którą z całego serca pokochałam, przez co gościła na moich paznokciach przez calutki rok. Jeśli jesteście ciekawe, o jakich produktach mowa to zachęcam do dalszej lektury. A więc zaczynamy!



Ulubiony krem koloryzujący: Origins, Ginzing SPF 40, Energy - Boosting Tinted Moisturizer

Krem koloryzujący z filtrem marki Origins to bezapelacyjnie moje wielkie odkrycie ubiegłego roku. Skusiłam się na jego zakup za sprawą Zuzi @lamakeupebella i nie żałuję ani jednej złotówki, którą na niego przeznaczyłam. To lekki i bardzo przyjemny kremik. Niezastąpiony latem, ponieważ ma dość wysoki filtr ochronny (SPF 40). W okresie letnim zastępował mi podkład. Doskonale nawilża, wygładza i rozświetla cerę, a przy tym bardzo ładnie wyrównuje jej koloryt. Na dodatek obłędnie pachnie! Więcej informacji na jego temat znajdziecie w recenzji.


Ulubiony podkład: Revlon, Colorstay

W 2017 roku postanowiłam wypróbować w końcu kultowy podkład z Revlona. Nie mam porównania z pierwszą jego wersją bez pompki, ale nawet jeśli została zmieniona formuła kosmetyku to dla mnie on i tak jest jedynym z lepszych podkładów, jakie dotąd używałam. Sięgałam po niego zarówno na co dzień jak i większe wyjścia, bo na mojej skórze wygląda ładnie, ma dobre krycie i długo utrzymuje się w stanie nienaruszonym. Mam wersję przeznaczoną do skóry mieszanej i tłustej, więc możliwe, że dzięki odpowiedniej formule moja strefa T na dłuższy czas pozostaje ujarzmiona. Nie zapycha mnie, ani nie pogorszył stanu mojej cery. Dobrze dobrany odcień sprawia, że nie tworzy efektu maski na twarzy. Z pewnością to jeden z lepszych drogeryjnych podkładów.

Ulubiony korektor: Maybelline, Instant Anty-Age Effect

To korektor z charakterystyczną gąbeczką, który odkąd wszedł na Polski rynek robi furorę wśród użytkowniczek. Wcale mnie to nie dziwi. W końcu uplasował się w gronie moich rocznych faworytów. Co prawda znałam go już wcześniej, ale w tamtym roku wróciłam do niego po długiej przerwie i mogę powiedzieć, że tak naprawdę dopiero wtedy odkryłam jego prawdziwy potencjał. Ma on lekką kremową formułę, która ani nie zbiera się w zmarszczkach, ani ich nie podkreśla. Ukrywa za to wszelkie cienie i zasinienia. Ładnie rozświetla także skórę pod oczami i jej nie wysusza. Wygląda pod oczami naprawdę dobrze i naturalnie. Od siebie polecam. Warto go przetestować. 


Ulubiony puder pod oczy: Rival de Loop, Banana Powder

Puder bananowy niemieckiej marki własnej Rossmanna bardzo często stosuję w swoim makijażu. W ostatnim czasie aplikuję go jednak wyłącznie pod oczy, ponieważ na całą twarz nakładam inny puder, o którym opowiem Wam poniżej. A wracając do pudru RdeL to pod oczami zachowuje się bardzo dobrze, nie podkreśla zmarszczek, zakrywa cienie, rozświetla te okolice i trzyma się przez calutki dzień. Zaaplikowany na całą twarz ładnie wyrównuje koloryt skóry, nie tworzy maski, dobrze matowi, ale nie jest to płaski mat. Jeśli zależy Wam na naturalnym wyglądzie to warto się tym produktem zainteresować. I o ile lubicie zapach bananów, ponieważ podczas aplikacji jest on dość mocno wyczuwalny.


Ulubiony puder do twarzy: Laura Mercier, Loose Setting Powder 

Uwielbiam! Ten puder to prawdziwy makijażowy majstersztyk. Nie miałam lepszego pudru niż ten od Laury. Ge-nia-lny! Puder ma jasny, delikatnie beżowy odcień, ale w żadnym wypadku nie zmienia on koloru podkładu, czy skóry. Jest w pełni transparentny. Funduje przepiękne, gładkie i aksamitne wykończenie na twarzy. Nawet moja strefa T dzięki temu pudrowi aż tak bardzo nie wyświeca się w ciągu dnia. Moja skóra pozostaje na bardzo długi czas zmatowiona i nie potrzebuję robić poprawek. Po prostu wow! Jestem tym pudrem zachwycona! I po jego zużyciu na pewno zainwestuję w kolejne opakowanie, pomimo że nie należy on do najtańszych na rynku. Moim zdaniem jest wart swojej ceny. Aczkolwiek raczej szybko nie zobaczę denka, ponieważ produkt ma aż 29g. Normalnie hit!

Ulubiona paleta do konturowania: Misslyn, Shaping Queen

Kupiłam tą paletę do konturowania skuszona ładnym, chłodnym odcieniem brązera. I właśnie ten brązer obok tego z Kobo używałam w tamtym roku bez przerwy. A ubytku nie widać. Pięknie podkreśla rysy twarzy, łatwo się rozciera, umiejętnie nałożony nie tworzy plam, ale mniej doświadczone osoby muszą uważać na jego mocną pigmentację. Użyty w nadmiarze może zrobić nam kuku. W tej palecie także róż uzyskał miano mojego ulubieńca. To niezwykle piękny, odcień brzoskwiniowo-różowy. Na twarzy prezentuje się bardzo subtelnie i dziewczęco. Muszę przyznać, że całe trio pudrów z tej palety jest bardzo udane. Nawet puder do rozjaśniania ma śliczny jasny, lekko waniliowy kolor. Trwałość też jest zadowalająca. Nic się nie ześlizguje w ciągu dnia i nie traci na intensywności. Z pewnością był to dobry zakup w niskiej cenie. Niestety to limitowanka, ale jeszcze długo mi posłuży. Jak widać pudry są wydajne. 

Ulubiony róż do policzków: Lovely, Oh oh blusher  

Drugim różem do policzków, który namiętnie stosowałam to tani jak barszcz produkt Lovely. To róż utrzymany w tonacji rose gold z błyszczącymi drobinkami. Nie jest to jednak tandetny brokat. Stosując ten róż nie trzeba już nakładać żadnego rozświetlacza. Na policzkach wygląda po prostu obłędnie. Jedynym minusem jest termin ważności. Wynosi on jedynie rok od momentu otwarcia.

Ulubiony rozświetlacz: theBalm, The Manizer Sisters Palette, Mary-Lou Manizer 

Skoro poruszyłam już temat pięknego rozświetlenia to nie mogę nie wspomnieć o kultowej siostrzyczce, którą w końcu miałam okazję poznać. I przepadałam! Rozumiem już wszystkie ochy i achy, pieśni pochwalne nad Mary-Lou Manizer marki theBalm. W ogóle to cieszę się, że od razu miałam okazję poznać wszystkie trzy siostry Manizer. Cindy-Lou lubię używać w zastępstwie różu do policzków, a Betty-Lou idealnie sprawdza się, jako cień do powiek. Niemniej jednak to Maryśka kupiła mnie bez reszty. To szampańskie złoto wygląda bajecznie. Pasuje do każdej karnacji, zwłaszcza u osób o ciepłym typie urody. Ma aksamitną formułę, jest miękki, drobno zmielony, gładki, bez nachalnych drobinek. Pigmentacja mocna, przez co jest intensywny na skórze, ale efekt można stopniować. Może być subtelny, bądź bardziej wyrazisty. Rozświetlacz wygląda na twarzy bardzo naturalnie. Sprawia, że skóra wygląda bardziej zdrowo i promiennie. Ten produkt zasługuje na wielkie oklaski i dalsze polecenia.


Ulubiona paleta cieni: Too Faced, Sweet Peach Palette 

Brzoskwiniowa paletka cieni od Too Faced już wiele razy przewijała się na łamach bloga. Cóż mogę jeszcze o niej powiedzieć? Pokochałam jej ciepłą kolorystykę i są to moje ulubione cienie. Sięgam po nie niemalże bez przerwy. Paleta ma bardzo dobą pigmentację, cienie przyjemnie się blendują i ze sobą łączą, są mega trwałe, a praca z nimi to sama przyjemność. Jeśli zastanawiasz się nad zakupem swojej pierwszej czekoladki z Too Faced i nie możesz się zdecydować pomiędzy różnymi ich wariantami kolorystycznymi to bez wahania zainwestuj w brzoskwinkę. Uważam, że jest najciekawsza kolorystycznie. A wiem co mówię, bo mam też wersję Chocolate Bar. Sweet Peach jednak z nią wygrywa.


Ulubiony eyeliner: Kat Von D, Tattoo Liner

Powtórzę się, ale nadal uważam, że eyeliner od Kaśki jest najlepszym pisakiem do kresek na rynku, z jakim dotąd się zetknęłam. Bajecznie łatwo namalować z jego pomocą precyzyjną jaskółkę. Jest mocno napigmentowany, trwały, wydajny, nie odbija się na powiece, ani nie rozmazuje, a odcień Trooper charakteryzuje głęboka czerń. Nie jest to jednak typowo matowa czerń, ponieważ delikatnie się błyszczy. Mnie to w żadnym razie nie przeszkadza. I na pewno zainwestuję w niego ponownie.

Ulubiony tusz do rzęs: L'Oreal, Paradise Extatic

Z wyborem jednego tuszu do rzęs miałam mały problem, ponieważ w zeszłym roku odkryłam kilka naprawdę fajnych maskar. Minimalną przewagę nad resztą wykazał L'Oreal -  Paradise Extatic, który jest podobno tańszym odpowiednikiem tuszu Better Than Sex od Too Faced. Tusz urzeka już samym opakowaniem utrzymanym w tonacji rose gold, z czego jest zadowolona moja wewnętrzna sroka. Wygląda tym samym bardzo elegancko i luksusowo. Poza tym Paradise Extatic posiada grubą, tradycyjną szczoteczkę o kształcie klepsydry o delikatnych włóknach. Początkowo obsługa sprawia trochę trudności, ale jest to kwestia przyzwyczajenia i wprawy. Obecnie nie mam najmniejszych kłopotów z aplikacją. Co do efektu, który tworzy to bardzo mnie się podoba. Mascara delikatnie unosi i podkręca rzęsy, ładnie je wydłuża, a po nałożeniu dwóch warstw znacznie je pogrubia. Nie skleja rzęs, nie odbija się na powiece, wytrzymuje w nienaruszonym stanie cały dzień (nie kruszy się), a jej głęboka czerń mocno podkreśla spojrzenie. Koniecznie wypróbujcie. Gwarantuję, że podbije i Wasze serducho.

Ulubiona pomada do brwi: Makeup Revolution, Brow Pomade

To pierwszy kosmetyk tego typu w mojej kosmetycznej karierze. Nieco obawiałam się pomad do brwi, ale niepotrzebnie. Mogę powiedzieć, że to moje wielkie odkrycie. A z pomadą z Makeup Revolution pracuje się niezwykle łatwo i przyjemnie. Posiadam odcień Medium Brown, który jest ładnym, nie za ciemnym brązem, który będzie pasował nawet jasnym blondynkom. Pomada jest trwała, łatwa w aplikacji, szybko zastygająca i posiada mocną pigmentację, dlatego trzeba podejść do niej ostrożnie. Poza tym cena też jest przystępna. Jeśli podobnie jak ja, chcesz dopiero zacząć swoją przygodę z tego typu produktem, to warto zwrócić uwagę właśnie na pomadę MUR. 

Ulubiony żel do brwi: Benefit, Gimme Brow

Jest tutaj ktoś, kto jeszcze nie słyszał o produktach do brwi Benefitu? Gdzieś od wakacji 2017 roku miałam okazję zaznajomić się z ich żelem utrwalającym Gimme Brow nr 3. To co prawda miniaturka, którą kupiłam dołączoną do czasopisma, ale jest bardzo wydajna. I myślę, że w pełni taka miniaturka wystarczy na kilka miesięcy stosowania. Jak widzicie - żel jest mega wydajny. Wiadomo cena kosmetyków Benefitu nie jest mała, dlatego z pełną świadomością polecam zaopatrzyć się w miniaturkę. Aż tak nie szarpnie nas po kieszeni, a końca produktu nie widać. Poza tym żel fajnie rozdziela, zagęszcza, nadaje delikatnie kolor i ujarzmia włoski. Pozostają na swoim miejscu niemalże cały dzień. 

Ulubiona matowa pomadka: Rival de Loop, Matt Couture

W 2017 roku znalazłam swoją czerwień idealną. A jest nią odcień płynnej matowej pomadki z Rival de Loop o nazwie Prêt-A-Porter. Jest to pierwsza czerwona pomadka, w której dobrze się czuję. Nie mam przy niej wrażenia, że wyglądam jak klaun. Na dodatek jej odcień optycznie wybiela moje zęby! Kolejnym jej atutem jest fakt, że w pełni zastyga na mat, przez co jest mega trwała. Wchodzi ona w skład zestawu, którego drugim elementem jest korespondująca z nią konturówka. A zestaw ten to niemiecki odpowiednik K☆Lipsów z Lovely. Jak już wspominałam w recenzji mam wrażenie, że to dokładnie takie same produkty, o identycznej formule, ubrane jedynie w inną szatę graficzną. K☆Lips uwielbiam, więc niech nie dziwi Was, że i Matt Couture trafiły w moje gusta. A ta chłodna czerwień to poezja. Jedyny minus stanowi, że to edycja limitowana i nie będzie mi dane zakupić jej ponownie. A szkoda.



Ulubione lakiery hybrydowe: marka NeoNail

Lakiery hybrydowe to odzwierciedlenie luksusu. Luksusu w znaczeniu wygody i trwałości. Pokochałam manicure hybrydowy właśnie za jego wytrzymałość. A od ponad roku jestem wierna marce NeoNail, której lakiery hybrydowe są świetnej jakości, posiadają szeroką gamę kolorystyczną, która w błyskawicznym tempie się rozrasta. Moim ulubionym odcieniem jest szampańskie złoto Champagne Kiss, które bardzo często pojawiało się jako ozdobny akcent w moich stylizacjach. Poza tym hybrydy NeoNail posiadają wygodny, długi pędzelek, przez co praca z nimi to sama przyjemność.

↪ MANICURE: OTWIERAM SZAMPANA Z NEONAIL
↪ JESIENNO-ZIMOWE MANICURE Z BŁYSKIEM | WARMING MEMORIES COLLECTION MARKI NEONAIL W TOWARZYSTWIE SZAMPAŃSKIEGO ZŁOTA


A Ty posiadasz swoich makijażowych faworytów zeszłego roku? Może podzielisz się swoimi perełkami w komentarzu?





23 komentarze:

  1. Może na lato skuszę się na krem Origins. Moi ulubieńcy to tusz Lovely ten żółty i rozswietlacz też z Lovely. Puder z Astor . Dużo tego nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zainteresowała mnie tym kremem z origins. Aż weszłam na wpis o nim i się przeraziłam składem. Piszesz w plusach ze jest naturalny ale absolutnie nie jest ... polietylen, pegi. Poza tym polityka firmy jest kłamliwa niby piszą ze szanują naturę a swoje kosmetyki testują na zwierzętach. Oj nie lubię takich zagrań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weszłam tu jeszcze raz i dobrze że przeczytałam twój wpis. Skoro ten krem zawiera takie świństewka to raczej do mojej wrażliwej cery się nie nada. Również poczytam sobie więcej o tym kremie.

      Usuń
  3. też muszę się zastanowić nad takim fajnym kremem z filtrem na lato. myślę, że zamiast podkładu będzie idealny tak jak w Twoim przypadku. :) paletką też jestem oczarowana, muszę ją sobie wreszcie kupić, żeby móc się nią zachwycać w domu. :)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. podkład revlon też bardzo lubię:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś mnie do siebie nie przekonał Revlon, ale może dam mu jeszcze szansę. Mam tusz z Loreal i na razie jestem zadowolona, ale i tak najlepszy jest So Couture :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę tu kilka perełek, które od jakiegoś czasu chcę wypróbować. Z pewnością w tym roku kupię tusz L'Oreala Paradise, korektor od Maybelline i puder Laury. Oczywiście produkty do brwi marki Benefit koniecznie będą musiały znaleźć się w mojej kosmetyczce, bo słyszałam o nich wiele dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie muszę przetestować puder bananowy i Revlona. Normalnie wstyd, że przy mojej mieszanej skórze, do której jest tak polecany, jeszcze go nie sprawdziłam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sporo się tego nazbierało. Niczego jednak nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam tylko Colorstay, ale u mnie nie sprawdza się aż tak dobrze. Ale bardzo chcę spróbować tego korektora z Maybelline ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. nie miałam żadnego Twojego ulubieńca, ale na brzoskwiniową paletkę Too Faced mam ochotę od dawna :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę wypróbować ten krem koloryzujący ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. jest tutaj sporo kosmetyków, które mnie zainteresowały! zwłaszcza puder sypki LM, tyle, że słyszałam róże opinie o nim... no i jeszcze ten tusz + pomada, dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie miałam niczego z wymienionych, ale kilka chętnie wypróbuję w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  14. Większość ulubieńców to również moi ulubieńcy zwłaszcza korektor, podkład, paleta i żel do brwi ❤
    Pozdrawiam cieplutko
    MY BLOG

    OdpowiedzUsuń
  15. Dużo świetnych kosmetyków, ale szalenie zainteresował mnie ten bananowy puder z Rival de Loop !

    OdpowiedzUsuń
  16. Na tusz Paradise Extatic muszę się w końcu skusić :D

    OdpowiedzUsuń
  17. naprawdę sporo fajnych kosmetyków, ale najbardziej zaciekawił mnie ten puder:P

    OdpowiedzUsuń
  18. świetne jest to trio do konturowania!:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Tego kremu z Origins muszę spróbować, może być dobrym wyborem na wakacje ;) Korektor z Maybelline tez bardzo lubię. Revlon w wersji do skory suchej również jest moim ulubieńcem ;)W ubiegłym roku Neonail również u mnie królowało, uwielbiam ich lakiery ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Uwielbiam bananowe pudry :) Kilka tygodni temu udało mi się zdobyć ten z marki Wibo, wiecznie wykupiony w Rossmannie i jest super.

    OdpowiedzUsuń
  21. Moimi ulubieńcąmi również jest pomada z Makeup Revolution oraz korektor Maybelline. Obserwuję:):)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga!

Jeśli masz jakieś pytanie, zadaj je w komentarzu na blogu pod najnowszym postem lub w komentarzu na Instagramie. Będzie nam łatwiej i przyjemniej przeprowadzić dialog.

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie :-)

Pozdrawiam serdecznie,
Natalia

Copyright © 2016 Fasonati by Nati Strokosz , Blogger