3 czerwca 2017

ULUBIEŃCY KWIETNIA I MAJA: PALMOLIVE, NEONAIL, THE BALM, MISSLYN, RIVAL DE LOOP, ART DECO, INVISIBOBBLE, SIMPLY STRAIGHT.


Cześć pięknoty! Przyszedł czas na podsumowania na blogu i kolejny wpis z kosmetycznymi ulubieńcami. W kwietniu nie pokazywałam Wam moich odkryć kosmetycznych, dlatego dzisiaj zestawię perełki z ostatni dwóch miesięcy. Będzie coś z pielęgnacji, coś z kolorówki, coś paznokciowego i dwa włosowe gadżety, które ułatwiają życie i przy tym nie niszczą włosów. Zainteresowane? Zapraszam więc do dalszej części wpisu.



Zacznijmy od pielęgnacji. Z tej kategorii mam Wam do pokazania tylko jeden produkt. Ale za to jaki! Pokochałam go od pierwszego powąchania. A mam tutaj na myśli żel pod prysznic Palmolive - Mint Shake o zapachu mięty. Pachnie po prostu obłędnie, mega orzeźwiająco. Chociaż wyczuwam w nim i słodycz, która kojarzy mi się z czekoladkami miętowymi After Eight. Żel ma fajną, gęstą, kremową konsystencję, przez co jest bardzo wydajny. Wystarczy niewielka jego ilość naniesiona na gąbkę, żeby umyć całe ciało. Bardzo dobrze się pieni i nie przesusza skóry. Jestem oczarowana tym żelem w zielonym kubraczku i już używam kolejne z rzędu opakowanie. W Polsce możecie dostać żel o pojemności 500 ml i to w dość przyzwoitej cenie. W Niemczech są tylko o pojemności 250 ml. 



Z kategorii paznokciowej bardzo polubiłam się z hybrydowym lakierem termicznym marki NeoNail. Mam kolor Twisted Pink i jest to wariacja delikatnego, mlecznego różu zmieniająca się pod wpływem temperatury w mocny, fuksjowy róż. Pokazywałam już na blogu manicure z jego użyciem TUTAJ klik i to jak kolory zmieniają się. Możemy uzyskać jednocześnie trzy odsłony tego lakieru - trzeci to moment przejścia między kolorami i jednocześnie efekt ala Ombre. Wygląda to bardzo ładnie i oryginalnie. Z pewnością lakiery termiczne są nietuzinkowe i dodają uroku całej stylizacji. Będą pięknie prezentować się zarówno solo, jak i jako ozdobnik np. na serdecznym palcu. Polecam! 😊

Teraz pora omówić mój ulubiony rodzaj kosmetyków, czyli produkty do makijażu. W moje ręce trafiło dość sporo nowości i część z nich wywołała mój zachwyt. O nich pokrótce Wam opowiem.



Po pierwsze kultowe trio The Manizer Sisters od theBalm. To jednocześnie mój pierwszy kosmetyk tej marki w moich zbiorach. Ta paletka zawiera trzy zapewne dobrze Wam znane rozświetlacze: Mary-Lou, Cindy-Lou i Betty-Lou Manizer. Zrobiły one na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Już rozumiem te wszystkie zachwyty nad nimi. Niegrzeczne siostrzyczki dają przepiękną taflę rozświetlenia, bez nachalnych drobinek. Są drobniutko zmielone, dobrze sprasowane i mają wilgotno-aksamitną konsystencję, która z łatwością się rozciera. Zarówno ich pigmentacja, wydajność, jak i trwałość jest zachwycająca. Poza tym to produkty wielofunkcyjne. Sprawdzą się nie tylko w roli rozświetlacza, ale także cieni do oczu, różu, czy brązera (oczywiście nie wszystkie dziewczęta sprawdzą się w każdej z wymienionych ról). Ta paleta rozświetlaczy to edycja limitowana. I moim zdaniem jest dobrą opcją zakupową, ponieważ jeden pojedyńczy rozświetlacz w drogeriach internetowych kosztuje ok. 70 zł (stacjonarnie już 105 zł), a taka mniejsza trójka w granicach 120 zł. I jest świetną sposobnością, by od razu poznać wszystkie trzy dziewczyny theBalm.



Na mojej wiosennej wishliście znajdowała się paleta do konturowania od Misslyn - Shaping Queen. Wspominałam Wam przy okazji mojej listy marzeń, że to limitowanka i miałam wtedy nadzieję, że uda mnie się ją kupić zanim zniknie z drogerii. I udało się! Na szczęście zdążyłam. I bardzo cieszę się z tego zakupu, ponieważ paletka ma przepiękną kolorystykę. Urzeka w niej zarówno róż, jak i brązer. Ten drugi ma idealny chłodny odcień brązu, który ładnie podkreśla kontur twarzy. Trzeba tylko z nim uważać, ponieważ jest mocno napigmentowany i łatwo zrobić sobie nim kuku. Paletka jest naprawdę dobrej jakości i gdybyście miały okazję, gdzieś ją dorwać to mogę ją śmiało polecić.



Pozostając w tematyce twarzy to skusiłam się także na zakup zmielonego pudru bananowego od Rival de Loop. Przypomina on nawet wizualnie ten od Wibo, który swoją drogą chciałam kupić niedawno będąc w Polsce, ale był niedostępny. Szkoda, bo chciałam zrobić porównanie tych dwóch wersji. Może uda mnie się go dostać innym razem. Ale wracając do tego marki Rival de Loop to jestem z niego bardzo zadowolona. Puder jest bardzo drobno zmielony i niesamowicie lekki. Zapewnia na twarzy bardzo naturalny efekt, ładnie matowi i dobrze utrwala makijaż. Delikatnie maskuje zaczerwienienia, subtelnie wyrównuje koloryt skóry i bardzo ładnie rozświetla okolice pod oczami. Nie wchodzi w załamania, nie wysusza skóry i nie zapycha porów. Ma również ładny, bananowy zapach. Poza tym do opakowania dołączony jest puszek, który idealnie nadaje się do aplikacji pudru. Jeśli lubicie tego typu pudry to warto zainteresować się tym od Rival de Loop. Oczywiście jeśli macie dostęp do niemieckiego Rossmanna. A jeśli nie, to zawsze możecie wypróbować ten od Wibo.



Ostatnio swoje kroki skierowałam także w stronę szafy ArtDeco. Wcześniej nigdy nie miałam kosmetyków tej firmy i żałuję, że tak późno się nimi zainteresowałam. W moje ręce bowiem trafiły dwa naprawdę fajne produkty. Najpierw kupiłam żel do definiowania brwi Eye Brow Filler w odcieniu nr 2. W moim odczuciu to bardziej tusz do brwi niż żel. Ma nawet porównywalną szczoteczkę do maskary. Niemniej jednak, cudownie podkreśla pojedyńcze włoski, układa nawet te najbardziej niesforne. I sprawia, że są bardziej gęste. W składzie znajdują się woski i olejki, które odżywiają i nadają długotrwały połysk. Trzeba tylko uważać w momencie nakładania, by nie wydobyć z opakowania zbyt dużo produktu, bo łatwo zrobić sobie kleksa. A tusz bardzo szybko zasycha. I jak już zaschnie to jest już nie do zdarcia. Z jednej strony to dobrze, bo świadczy o jego trwałości, a z drugiej niewprawione ręce mogą sobie zrobić małą krzywdę. Ale poza tym ten żel/tusz jest genialny!



Drugim produktem, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył to tusz do rzęs ArtDeco Amazing Effect Mascara Mini Brush - Maxi Volume. Przyznam, że po ostatnim rozczarowaniu nowym tuszem do rzęs L'Oreal Superstar X-Fiber bałam się kolejnego niewypału. Jednak warto było zaryzykować i kupić w ciemno maskarę ArtDeco. Pięknie wydłuża, pogrubia i rozdziela rzęsy, można nią wyczarować naprawdę niezłą firankę sięgającą niemal brwi. Ma silikonową, miniaturową szczoteczkę, która początkowo może przerazić, ale jest bardzo łatwa i wygodna w obsłudze. Tusz nie skleja rzęs, nie tworzy owadzich nóżek, nie osypuje się w ciągu dnia, ani nie odbija się na powiece. Ma też ładny odcień czerni, aczkolwiek nie jest to bardzo głęboka czerń. Na plus także fakt, iż produkt jest bezzapachowy i nie zawiera parabenów, ani silikonu. Zawiera za to naturalne woski, które pozwalają utrzymać wilgoć, pielęgnują rzęsy i nadają im sprężystości. Jest to idealna maskara dla wrażliwych oczu i dla osób noszących szkła kontaktowe. Na pewno jeszcze nie raz wrócę do tej maskary i zachęcam do jej wypróbowania.



Na koniec muszę wspomnieć o dwóch fajnych gadżetach do włosów. A właściwie o gadżecie i urządzeniu do stylizacji włosów. 
Jakiś czas temu w końcu kupiłam oryginalne gumki sprężynki - Invisibobble. Wcześniej używałam już gumki sprężynki, ale nołnejmy, które dorwałam w Niemieckim Kiku. Byłam z nich zadowolona, ale wiedziałam, że w końcu zdecyduję się kupić oryginały w celu porównania. I muszę przyznać, że widać delikatną różnicę. Invisibobble nie są aż tak podatne na zniekształcenia (rozciągnięcie, które nie powraca do pierwotnej wielkości) i cały czas mają w miarę jednakowy kształt. Włosy trzymają się w ryzach, związany nią kucyk cały czas utrzymuje się na swoim miejscu, nie opada. Noszona nawet cały dzień, nie powoduje bólu głowy czy uczucia ściskania. Włosy nie zaplątują się w gumkę, więc też nie wyrwiemy sobie ich z głowy. Mając już przetestowaną wersję oryginalną raczej już nie wrócę do tańszych zamienników. Za paczkę trzech sztuk zapłacicie ok.20 zł. Nie jest to mały koszt, jak za gumki do włosów, ale zapewniam, że jest to wydatek jednorazowy. Jedna gumka starczy na bardzo długi czas użytkowania, a taka paczuszka spokojnie wystarczy nawet i na cały rok. A w perspektywie całego roku te 20 zł nie stanowi już aż tak zawrotnej kwoty.

Ostatnim już moim ulubieńcem minionych tygodni jest elektryczna szczotka prostująca włosy Simply Straight. Dostałam ją w prezencie urodzinowym od siostry i od tego czasu towarzyszy mi podczas stylizacji włosów. Łączy ona funkcjonalność prostownicy do włosów i szczotki modelującej. Z jej użyciem prostowanie włosów zajmuje dosłownie kilka minut, co pozwala zaoszczędzić sporo czasu. Szybkość prostowania to zasługa ceramicznego włosia, które równomiernie rozprowadza ciepło. Kolejną jej zaletą jest fakt, iż podnosi włosy u nasady, nie uszkadzając ich ani nie paląc. Obsługa urządzenia jest banalnie prosta. Wystarczy przeczesywać szczotką włosy, by uzyskać proste pasma. Jest znacznie wygodniejsza w obsłudze od prostownicy. Ma wyświetlacz LCD i regulacje temperatury do 230°C. Jest także w pełni bezpieczna, ponieważ po 60 minutach sama się wyłącza. Dzięki temu nawet gdybyście zapomniały ją wyłączyć nie musicie obawiać się np. o wywołanie pożaru. Bardzo cieszę się, że ta szczotka trafiła w moje ręcę, ponieważ bardzo ułatwia mi życie. Gdybyście były zainteresowane zakupem to dostaniecie ją w TopShopie. Obecnie jest dostępna -25% taniej.

Tak prezentują się moi ulubieńcy ostatnich tygodni. Mam nadzieję, że lubicie czytać tą serię postów, tak jak ja lubię pisać ją dla Was. 😊

A jakie są Wasze hity miesiąca?

Zachęcam także do obserwacji mojego profilu na Instagramie i Facebooku.

Buziaki 😘, 
Nati 

10 komentarzy:

  1. elektryczna szczotka prostująca włosy mi sie marzy<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta paletka od The Balm prezentuje się super. Sama chciałabym mieć ją w swojej kolekcji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Narobiłaś mi ochoty na ten żel pod prysznic, gdyby nie fakt że mam takie żelowe zapasy to już bym po niego leciała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo słyszałam na temat tych o to rozświetlaczy i muszę przyznać, że bardzo mnie ciekawią :*
    Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety niczego nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten termiczny lakier z neo jest super ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rival de Loop ogólnie ma produkty strasznie podobne do tych z WIBO - gdy byłam kiedyś w niemieckim Rossmannie, to w szafie RVL była identyczna kredka do brwi jak ta, którą miałam z Wibo :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawy jest ten puder banana ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo zainteresowało mnie trio The Manizer Sisters od theBalm! ;-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga!

Jeśli masz jakieś pytanie, zadaj je w komentarzu na blogu pod najnowszym postem lub w komentarzu na Instagramie. Będzie nam łatwiej i przyjemniej przeprowadzić dialog.

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie :-)

Pozdrawiam serdecznie,
Natalia

Copyright © 2016 Fasonati by Nati Strokosz , Blogger